Alpe di Siusi z psem to nasza ostatnia wycieczka podczas wrześniowego urlopu. Po raz kolejny czekała nas wczesna pobudka i choć nie dopisała pogoda, to wędrówka była jak najbardziej udana. Musimy też sprostować pewne niejasne informacje, które wszędzie pojawiają się w sieci. Zostańcie więc z nami do końca!
Alpe di Siusi – kraina jak z reklamy!
Alpe di Siusi (niem. Seiser Alm) to jedno z najpiękniejszych miejsc w Dolomitach. To rozległy płaskowyż, idealny na narciarstwo biegowe, wycieczki rowerowe, wędrówki piesze czy relaks w górskiej scenerii. Dobrym skojarzeniem są reklamy czekolady „Milka”, gdzie w podobnych warunkach fioletowy krowy dają nam mleko, z którego powstają słodkości.
Na Alpe di Siusi znajdują się bowiem:
- Tradycyjne drewniane chaty (Schwaigen), które dodają uroku krajobrazowi. Część z nich to schroniska, gdzie można odpocząć przy lokalnych przysmakach.
- Łagodne, zielone łąki, które wiosną i latem eksplodują kolorami kwitnących alpejskich kwiatów.
- Otwarta przestrzeń, którą ograniczają tylko charakterystyczne szczyty Dolomitów: Sassolungo, Siciliar czy Catinaccio.
- Poczucie bliskości z naturą: na rozległych polanach biegają konie i pasą się krowy. Na samych szlakach nie ma wielkich tłumów, poza rowerzystami.
- To miejsce to prawdziwy raj dla fotografów, miłośników natury i wszystkich szukających inspirujących widoków.



Kliknij zdjęcie, aby je powiększyć!
Jak dojechać?
Dolomity są dobrze skomunikowane. Przejeżdża obok nich autostrada A22 we Włoszech. Z Bolzano kursują autobusy, które wysadzają prosto pod kolejkę linową na Alpe di Siusi. Z miejscowości Siusi allo Sciliar działa kolejka linowa Seiser Alm Bahn, która przewozi turystów na płaskowyż. Działa przez cały rok.
Do celu prowadzi tylko jedna główna droga, która jest ściśle regulowana i dostępna w ograniczonym zakresie. O tym jednak napiszemy poniżej. Tu podkreślimy jedynie, że droga SP24 prowadzi przez miejscowość San Valentino do okolic Compatsch (Compaccio).
Alpe di Siusi z psem – nasza wycieczka
Z Arabby na Alpe di Siusi jechaliśmy prawie dwie godziny. Wjazd dla samochodów prywatnych możliwy jest albo przed godziną 9, albo dopiero po godzinie 17. Z racji tego, że była już końcówka września, wybraliśmy się na późny wschód słońca, którego ostatecznie nie było przez duże zachmurzenie i mgłę.
Nasze auto zostawiliśmy na automatycznym parkingu Parcheggio P2 Compaggio, gdzie postój na cały dzień kosztuje 26,50 euro. Dużo, prawie najwięcej w trakcie całego naszego pobytu. Parking funkcjonuje od godz. 6 do 23.
Z parkingu od razu wybraliśmy się na wschód szutrową drogą. Warto za każdym razem odbić od asfaltowej drogi – wtedy widoki są najlepsze i wrażenia z bliskości z naturą również. Po dłuższej chwili odbiliśmy w lewo w kierunku ICARO Hotel. Tam zatrzymajcie się na chwilę, żeby usiąść na największej ławce, jaką widzieliśmy w życiu.

Następnie wybraliśmy się na północny-wschód, gdzie co około 400 metrów znajdowały się tradycyjne, alpejskie chatki. Większość z nich była niezamieszkała. Zapewne przez późny moment sezonu. Sesja zdjęciowa i ruszamy dalej!

Doszliśmy do Sporthotel Sonne, gdzie znajduje się kolejka linowa. Tam odbiliśmy na południe, gdzie zaczynał się fantastyczny szlak na polanie. Doszliśmy nim aż do rzeki, którą przekroczyliśmy za pomocą drewnianego mostka.
Wędrówka pośród natury
W tym miejscu spacerować można tylko po wyznaczonych miejscach. Ścieżka z obu stron ograniczona jest płotem lub barierkami. Nic dziwnego, bo na krzyżówce dróg spotkaliśmy fantastyczny widok.
Poza pięknymi szczytami naszym oczom ukazały się całe stada koni. Turyści chętnie je karmili i robili sobie z nimi zdjęcia. Były bardzo przyjazne do ludzi, ale Drynio i Hugo często szczekają na konie. A to dla nich normalny widok, bo na naszej wiosce zdarza nam się mijać konie sąsiada!
Im dalej na południe, tym zwierzyniec się powiększał. Szlak wiedzie pod domem jednego z tamtejszych mieszkańców. Akurat siekał drewno siekierą. Towarzyszyły mu krowy i kózki.
Po stromym zejściu czas na chwilę odpoczynku. Poleżeliśmy na trawie pod jedną z chatek i nagraliśmy rolkę na Instagrama.

Następnie doszliśmy pod hotel Saltria. Tam znajduje się restauracja, ale mocno śpieszyło nam się do domu. Zimna aura dała się we znaki i byliśmy już przemarznięci. Stwierdziliśmy, że najwyższy czas iść do auta, do którego mieliśmy około 2 godzin drogi.
Po długiej i żmudnej wędrówce dotarliśmy do auta asfaltowymi trasami. Po drodze mijaliśmy m.in. drewniany pomnik czarownicy na wzór Baba Jagi. Przeszliśmy kawał drogi, bo około 16-18 kilometrów, a to nadal nie była 1/3 całej krainy.
Co zjeść na Alpe di Siusi?
Choć płaskowyż znajduje się we Włoszech, to kuchnia tu ma bardzo mocne akcenty bawarskie. Do zjedzenia są więc m.in. knedle, placki z kiszoną kapustą, gulasz, grillowane wursty czy sznycle.
Daliśmy chłopakom chwilę wytchnienia i daliśmy im pospać w aucie. My wybraliśmy się na obiad i po małe pamiątki. Zjedliśmy pysznego sznycla, a raczej sznycle! Za około 17 euro każde z nas otrzymało trzy duże kotlety, a pod nimi schowana była ogromna porcja frytek. Nie dało się tego zjeść.
Czas na magnesiki i do domu, ale… no właśnie!
Ograniczenie ruchu dla turystów na Alpe di Siusi – WAŻNE!
Wycieczkę na Alpe di Siusi zaplanowaliśmy jako ostatnią z kilku powodów. Jednym z nich była niepewność co do ruchu samochodowego turystów. Na wielu blogach i stronach internetowych autorzy WYRAŹNIE PISZĄ, ŻE OD 9 DO 17 NIE MOŻNA JEŹDZIĆ TAM AUTEM, jeśli nie nocujesz na płaskowyżu.
Z tego względu parking P2 kosztujący 26,50 euro jest hejtowany w internecie. Ludzie przyjeżdżają bowiem około 7 na wschód słońca, aby przed godziną 9 zawinąć się do domu. Są więc oburzeni, że wydają ponad 100 złotych na krótką rozrywkę.
My przyjechaliśmy o 7, naszą wędrówkę zakończyliśmy po 13 i wręcz płakaliśmy, że zostały nam 4 godziny siedzenia w zimnym aucie.
Warto jednak rozmawiać z „tubylcami”, bo prawda jest zupełnie inna. W sklepie ze sprzętem narciarskim właściciel powiedział nam, że po godzinie 9 ZABRONIONY JEST WJAZD. Natomiast WYJECHAĆ MOŻEMY O DOWOLNEJ PORZE.
Z ulgą wsiedliśmy więc do auta i wróciliśmy do Arabby pakować się na powrót do Polski. Nikt po drodze nas nie zatrzymał i nie wlepił żadnego mandatu. Możecie więc skończyć swój pobyt o której tylko chcecie.
Wrażenia z Alpe di Siusi zależą od pogody
Wrażenia w dużej mierze zależą od pogody, która może diametralnie zmienić odbiór tego miejsca. Słoneczny dzień pozwala w pełni docenić spektakularne widoki na okoliczne szczyty Dolomitów, rozległe alpejskie łąki i malownicze drewniane chaty.
My niestety trafiliśmy na mgłę i bardzo nisko zawieszone chmury. Wyglądało to tajemniczo, ale nie pozwoliło nam się cieszyć w pełni z widoków. Większość szczytów była schowana przez niemal całą wycieczkę.
Warto też wziąć poprawkę na prognozy pogody. Płaskowyż jest bardzo wysoko nad poziomem morza i 20 stopni Celsjusza jest tam odczuwalne jak kilka stopni mniej. My mieliśmy mieć około 17 stopni, a nie pomogły dwie warstwy ciepłych ubrań i jesienne kurtki. Było po prostu zimno!
Mimo to warto zajechać na Alpe di Siusi i na własne oczy zobaczyć to, co najczęściej widzimy tylko w reklamach czy serialach osadzonych w alpejskich wioskach.
Łapa, Drynio, Hugo & Olga!



